Gadki z Chatki

Gadki z Chatki nr 65
listopad 2006
Relacje

Świat w Lapidarium

Piotr Piegat

W każdy piątkowy wieczór lipca i sierpnia, w samym sercu warszawskiej starówki, w Lapidarium (dziedziniec Muzeum Historycznego Miasta Stołecznego Warszawy), odbywał się cykl koncertów pod hasłem "Muzyka Świata". Grały tam przede wszystkim rodzime składy wykonujące muzykę różnych stron świata, ale gwiazdą okazała się legenda węgierskiej sceny folkowej, grupa Teka.

Już pierwszy koncert (7 lipca) pokazał, który geograficzny i muzyczny kierunek będzie dominował w tegorocznym cyklu. Hajlandery ze skalnego Podhala zagrali żywiołowe melodie karpackie - słowackie, rumuńskie, cygańskie, ukraińskie. W ich programie przeważały szybkie, skoczne utwory (jak rumuńska hora), słowackie zbójnickie i krzesanice, ale również łagodniejsze i nastrojowe cygańskie romanse. Publice spodobały się zwłaszcza znane, słowackie "piesniczki", takie jak "Elektriczka", czy "Heja-hoj"! Tak, czuć było karpackie wierchy i połoniny, a czasem i słychać góralskie przyśpiewki wprost ze słowackiej "karczmoczki". Główną zaletą kapeli jest folkowe brzmienie przy użyciu tradycyjnych instrumentów, ale przede wszystkim pogodny i radosny przekaz, którym zjednuje sobie słuchaczy.

Odmienne klimaty zagościły na scenie Lapidarium wraz z występem Beltaine Celtic Group (14 lipca), śląskiej formacji, zainspirowanej muzyką irlandzką i bretońską. Stare, tradycyjne melodie lub też inspirowane nimi własne kompozycje zespołu cechuje ciekawe brzmienie, które grupa zawdzięcza głównie dynamicznym aranżacjom oraz bogatemu instrumentarium, połączonym z żywiołowością, spontanicznością i dużym poczuciem humoru.

Dużo dalej zawiózł słuchaczy Orient Express (21 lipca), czyli muzyczne połączenie jazzu, folku, muzyki średniowiecza i muzyki etnicznej. Ten ciekawy projekt to dalekowschodnie rytmy, arabskie skale i muzycy czarujący perfekcją gry na tradycyjnych instrumentach, takich jak oud, gembri, darabuka, daf, bendir, zarb. Brzmienie tego zespołu to gratka dla wyznawców stylów new age, etno jazz i world music.

Po tych dwóch wycieczkach w odmienne, muzyczne regiony, z powrotem w Karpaty zabrała wrocławska Semenca (28 lipca). Ta bardzo lubiana przez folkową publikę grupa, zagrała utwory polskie z Podhala i Beskidu Żywieckiego, słowackie, węgierskie, bałkańskie, rumuńskie, a przede wszystkim cygańskie - niektóre wykonywane tradycyjnie, inne zaaranżowane przez zespół. Jak zawsze w przypadku tej formacji głównym atutem okazały się młodzieńcza świeżość i spontaniczność oraz pełna polotu gra na skrzypcach Barbary Ulatowskiej.

Muzyczna wędrówka po łuku Karpat zawiodła aż na odległe Bałkany. Kolejny koncert z cyklu "Muzyka Świata" zagrał warszawski Balkan Sevdah (4 sierpnia) - dobrze już znany zespół Marcina Zadroneckiego, wykonujący muzykę inspirowaną folklorem różnych regionów Półwyspu Bałkańskiego. Tego wieczoru formacja zagrała zarówno nastrojowe sevdalinki - miłosne pieśni z Bośni i Kosowa, jak i żywiołowe, energetyczne utwory, wywodzące się z cygańskiej tradycji Serbii i Macedonii. Pomiędzy tymi skrajnymi nastrojami znalazł się bułgarski Pirin, czyli, jak mówi sam zespół "serce ich muzyki". Wielogłosowe pieśni z tego regionu są osobliwe pod względem rytmu i melodii, cechują je bowiem nietypowe współbrzmienia oraz surowość oryginalnych wykonań. Trzeba dodać, że pieśni te wzbudziły głośny aplauz zgromadzonej publiczności.

Wróćmy jednak w Karpaty. Čači Vorba (11 sierpnia) okazała się smacznym kąskiem dla miłośników muzyki karpackiej - zwłaszcza wschodniej i południowej części łuku Karpat oraz pogranicza rumuńsko-węgierskiego. Ale nie tylko. Wiele wykonywanych melodii i piosenek wywodziło się z południowych Bałkanów (Serbia, Czarnogóra, Bułgaria), a nawet z dalekiej Turcji. Wypływająca dopiero na szerokie, folkowe wody kapela (już doceniona na tegorocznym festiwalu "Nowa Tradycja"), wzorując się na cygańskich muzykantach, gra z wielką werwą i pasją, pozwalając słuchaczom odczuć naturalne oddziaływanie cygańskich rytmów i melodii. Wszakże ich muzyka to "szczera mowa" - bo tak właśnie należy tłumaczyć z języka cygańskiego nazwę zespołu. Niezwykły, muzyczny talent ma skrzypaczka i wokalistka Maria Natanson, która fascynuje barwą swojego głosu. Śpiewa pięknie po cygańsku, słowacku, rumuńsku, węgiersku, serbsku, bułgarsku, a nawet po turecku! Stylowo gra przy tym na skrzypcach i altówce, w czym świetnie uzupełniają się z Joanną Ulatowską. Ton całej kapeli nadają Piotr Majczyna (gitara, mandola, lira korbowa) i Robert Brzozowski (kontrabas), zaś na akordeonie wspiera ich, okazjonalnie tylko grający w Polsce, Bartłomiej Stańczyk.

Kolejnego wieczoru, w ulewnym deszczu, przy nadkomplecie publiczności wystąpiła krakowska formacja Klezzmates (18 sierpnia). Nagradzani na festiwalach i przeglądach folkowych, doświadczeni muzycy zagrali kompozycje własne, w których słychać najbardziej charakterystyczne cechy muzyki żydowskiej i bałkańskiej. Popłynęła barwna, wspomagana elementami jazzu i muzyki klasycznej, niezwykle stylowa i interesująca całość - klezmer jazz. Okazało się, że ten rodzaj muzyki cieszy się wśród folkowej publiki uznaniem, czego dowodem był gorące przyjęcie.

Niezwykłym zwieńczeniem tegorocznych spotkań z muzyką świata w Lapidarium okazał się występ węgierskiej kapeli Teka (25 sierpnia). Teka, która już po raz drugi występowała na tej scenie (poprzednio w 2003 roku), gra węgierską muzykę ludową, zachowując jej autentyczne, oryginalne brzmienie. Muzycy grają na tradycyjnych instrumentach (skrzypce prym, kontra, dudy, bas, gardon, lira korbowa, cymbały), zaś solistka Bea Tarnoki operuje doskonałą, oryginalną techniką śpiewu. Wraz z dźwiękami muzyki słuchacze przemierzali różne rejony "Wielkich Węgier". Wędrowali przez zamieszkałe przez Węgrów karpackie krainy - Transylwanię, Mołdawię, Bukowinę; słuchali muzyki siedmiogrodzkich Szeklerów i mołdawskich Czangów. Stamtąd już tylko krok do rumuńskich oraz cygańskich melodii i piosenek z Maramureszu, Aradu i Biharu, w których to pięknie brzmiały wielkie, węgierskie cymbały, z gościnnym udziałem Kalmana Gaspara. Popis wirtuozerii w grze na skrzypcach dawał niesamowity Balazs Vizeli, który dominował w tradycyjnych, ognistych czardaszach i tradycyjnych kompozycjach Béli Bartóka. Pełen temperamentu i poczucia humoru występ nie mógł się obyć bez odśpiewania tradycyjnej, węgierskiej, biesiadnej przyśpiewki "Igyunk egy kis palinkat" (rzecz o palince i kadarce, znamienitych węgierskich trunkach), z motywem znanej w całych Karpatach melodii "W murowanej piwnicy…".

Występ Węgrów porwał widzów do wspólnej zabawy (były nawet nieśmiałe próby taneczne) i stał się namacalnym dowodem niezwykłej żywiołowości i witalności węgierskiej muzyki folkowej. Zresztą koncerty Węgrów, to od kilku już lat znak firmowy koncertów Sceny Letniej w Lapidarium.