Gadki z Chatki

Gadki z Chatki nr 56
marzec 2005
Sonda

Folku siedem grzechów g³ównych


Katarzyna Andrzejowska de LatourKatarzyna Andrzejowska de Latour Kapela z Milanówka Dom Tańca w Warszawie

Od dziesięciu lat intensywnie zajmuję się bardzo małym wycinkiem muzyki etnicznej (wiejska muzyka Polski centralnej) i nie miałam sposobności, aby poznać szerzej nurt folkowy. Moim jednak zdaniem folk w ostatnim czasie bardzo się rozwinął; coraz więcej zespołów łączy różne elementy etniczne w muzykę na wysokim poziomie i ciekawą brzmieniowo. Wreszcie zaczęto dostrzegać nie tylko sam rytm w muzyce, ale także wariantowość, improwizacje, dobre, pełne brzmienie zespołu.

Więc wad specjalnie nie widzę. Może taką, że im wyższy poziom artystyczny, tym mniejsza spontaniczność i kontakt z publicznością. Rola koncertów maleje, bo przecież płyty można wysłuchać z lepszym skutkiem na dobrym sprzęcie choćby w domu.

Folk jako propozycja ideowa? Ideowość w muzyce nie jest potrzebna do jej trwania, czasem wręcz przeszkadza lub zabiera czas, który można by przeznaczyć na jej granie. To jest oczywiście moje subiektywne zdanie muzyka. Teoretycy i muzykolodzy bardzo często tak tworzą "hasła" dotyczące idei w muzyce, że ludzie, którzy ją grają, zaczynają traktować dyskusje o niej bardzo poważnie, zaperzają się, powstają antagonizmy - a to jest bardzo niedobre.


Jan PospieszalskiJan Pospieszalski muzykant, publicysta

Odkładam na bok spory o to, co rozumiemy właściwie pod pojęciem folk i zaufam czytelnikom, że odczytają moje intuicje. Zachowam się tu jak Jasio pytany w szkole, aby wymienił 10 zwierząt afrykańskich - bez wahania odpowiedział: Osiem słoni i dwa lwy! Dlatego, jeżeli mam na myśli siedem grzechów głównych folku w Polsce, to powiem podobnie: Te grzechy są dwa! 1) Nieobecność w przestrzeni publicznej jako pełnoprawnego składnika kultury; 2) Niski poziom wykonawczy zespołów (w przeważającej mierze). Dwie bolączki wzajemnie są od siebie zależne - wynikając jedna z drugiej, stanowiąc klasyczny układ zaklętego koła.

Nurt muzyki folkowej postrzegany jest bowiem jako typowo amatorski. Tzw. Przeciętny Odbiorca i Krytyk Muzyczny, kojarzy go jako muzykę obecną w akademikach i na imprezach turystycznych. Natomiast gdy muzyka ta wychodzi z getta studencko-turystycznego, niezmiernie rzadko prezentowana jest jako muzyka folkowa. Gdy dotyczy to dzieł artystycznych (Jopek, Steczkowska, Michał Lorenc, Jan A. P. Kaczmarek, itp.) mówi się co najwyżej o inspiracjach folklorem. Natomiast kiedy folk zdobywa masowe audytorium, czyli robi karierę, wtedy spycha się go w nurt biesiady (Brathanki, Siwy Dym, Golec uOrkiestra itp.) To przekłamanie dzieje się z aktywnym udziałem środowiska muzyki folk (mógłbym tu wskazać szereg wypowiedzi samych działaczy, autorów i fanów). Ma to swoje konsekwencje dla branży.

Sukcesy jednych i drugich nie są zaliczone na poczet muzyki folk, nie mogą być więc trampoliną dla innych zespołów. To z kolei utrwala amatorski status zespołów i artystów z trudnością przebijających się do nurtu profesjonalnego. Nawet gdy pojawia się wielki talent i młodego instrumentalistę wchłania muzyczny buisnes, prędko zapomina o swoim rodowodzie i traci folkową tożsamość.


prof.Jan Stęszewski prof. Jan Stęszewski muzykolog i etnomuzykolog Uniwersytet Warszawski Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Nie chcę nikogo urazić, dotknąć, napiętnować imiennie, nie jestem też krytykiem muzycznym, dlatego mówiąc o folku i ruchu folkowym podzielę się paroma ogólnymi obserwacjami. W dyskusjach na temat folku zabierałem parę razy głos i ze swoich poglądów się nie wycofuję. Do najważniejszych elementów tych wypowiedzi zaliczam:

a) wątpliwości dotyczące stosowania skrótowej nazwy folk, bo jest ona związana w pierwszym rzędzie z warstwą społeczną i grupą zawodową (rolnicy, mieszkańcy wsi), więc stosowanie tej nazwy na oznaczenie wytworów kulturowych, tym bardziej że w ruchu folkowym niekoniecznie uczestniczą tylko artyści (to pojęcie też da się w wielu przypadkach zakwestionować; patrz punkt b.) związani bezpośrednio z rolnictwem i wsią, choć niewątpliwie wykorzystują tę swoją lub nie swoją tradycję w sposób mniej lub bardziej udatny. Zdaję sobie jednak sprawę, że jest to walka z wiatrakami, bo nazwa się już utrwaliła w praktyce językowej i to najpierw w niepolskiej i stała się wygodna etykietą;

b) podjąłem próbę zaklasyfikowania folku w ramach ogólnych procesów muzyczno-historycznych, w tym w folkloryzmie, i zwróciłem uwagę, że różnego rodzaju nawroty do ustnej spuścizny muzycznej mieszkańców wsi są "stałą kulturową";

c) wskazałem też, że wśród produktów folkowych jest niepokojąco dużo pomysłów wtórnych, chybionych, artystycznie miałkich, kiczowatych i ich krótki byt jest z góry przesądzony - wkrótce znajdą się na "śmietniku" kulturowych odpadów (niem. Schutthalde). Współczesna kultura artystyczna nastawiona na masowego odbiorcę takich wytworów produkuje niepokojąco wiele. Witold Gombrowicz kiedyś napisał: aby sięgnąć dalej (w rozumieniu trwałości w czasie) trzeba strzelać wyżej (w rozumieniu poziomu, jakości sztuki). Nie można myśli Gombrowicza nie odnieść i do folku, jeśli jego twórcom i menedżerom nie chodzi tylko o "kasę" i poklask teraz, zaraz, ale o non omnis moriar. Dzisiaj żyje się szybko, walczy sukces, o medialną obecność bez żadnych skrupułów. W tym punkcie jakość estetyczna wiąże się z odpowiedzialnością, społeczną i etyczną, tym bardziej gdy ma się do czynienia z masowym, nie wyedukowanym estetycznie społeczeństwem.

Przechodząc do myśli, którymi chcę się dzisiaj podzielić, przytoczę autentyczne zdarzenie. Kiedyś, dawno temu, za górami (Ural) i za tundrą (Syberia), ale nie było to w Chinach, zagadnął mnie pewien kompozytor, czy mógłby pod moim kierunkiem napisać rozprawę doktorską na temat stylu narodowego swojego bardzo zróżnicowanego kulturowo, wieloetnicznego kraju, aby uzyskane wyniki wykorzystać w swojej twórczości. Członkiem tamtejszego związku kompozytorów został on zresztą wcześniej za kilka rewolucyjnych piosenek z towarzyszeniem portatywnego instrumentu (gitara), które się upowszechniły wśród partyzantów, co było dalszym, obligatoryjnym warunkiem.

W toku z mojej strony z najpoważniejszym tonie prowadzonej rozmowy, rozważyliśmy między innymi utworzenie reprezentatywnej próbki muzycznej złożonej z reprezentacyjnych muzycznych "podpróbek" poszczególnych grup etnicznych tego kraju w stosownych proporcjach do liczebności tych grup i wyciągnięciu statystycznej średniej, która mogłaby ujść za wyznaczniki dla budowania muzycznego stylu narodowego (może lepiej "państwowego"; mniejszości w tym kraju traktuje się niezbyt przychylnie). Do powstania takiej pracy oczywiście nie doszło, bo dojść nie miało, a czy powstał w tamtym kraju oficjalny styl państwowy, nie wiem. O historycznie dostrzegalnych sposobach rodzenia się stylu narodowego napisano już tomy, sam kilkakrotnie pisałem na ten temat (np. o stereotypie muzycznej polskości), ale wiadomo, że nie jest jedyną drogą odwołanie się do spuścizny chłopskiej.

Dzisiaj, gdy myślę o tym zabawnym incydencie, nasuwa się porównanie z sytuacją folku. Otóż w swoim (rzekomo) lokalnym, regionalnym, narodowym wyrazie i specyfice folk wpada w dwojaką pułapkę o charakterze globalistycznym. Pierwszą pułapką jest wyraźne dążenie do zacierania, przełamywania barier ogromnego zróżnicowania muzyczno-kulturowego świata. Efektem jest muzyczny crossover kulturowy, gdzie specyfika lokalna, regionalna, narodowa zanika w "kulturowym tyglu" (melting pot), kulturowym promiskuityzmie z ta różnicą, że jest ona sterowana świadomymi procesami zmierzającymi w ostatecznym rozrachunku chyba do panfolku (?). Drugą pułapką stało się notoryczne uleganie założeniom, prawom, inspiracjom i trendom muzyki pop. Folk stał się najczęściej kolejnym crossover, czyli muzycznym popfolkiem. Innym skutkiem tego zamieszania gatunkowego i terminologicznego są pomyłki w rodzaju wiązanie lub nawet identyfikowania disco polo z polskim folklorem muzycznym.

Nie potrafię ocenić, na ile różne crossover są stosowane świadomie, na ile są to "wypadki przy pracy" i czemu mają służyć. W każdym razie folk niejedno przy tej okazji chyba stracił, przede wszystkim swoją początkową czystość intencji, "charyzmę", wyrazistość etniczną i gatunkową. Wiele uzasadnień folku wydaje mi się wątpliwych, jak na przykład te, które głoszą, że folk może w jakimś stopniu wyprzeć pop. Rozwój wydarzeń jak dotąd tego nie potwierdza.

Folkowa tendencja obejmuje i takie, niezbyt niestety liczne projekty, w których można odnaleźć kreacje łączące: znawstwo i szacunek wobec wyjściowego materiału, jakość odtwórczą i dobry smak.


Grzegorz LesiakGrzegorz Lesiak muzyk

1) Ideologia ponad muzyką, ideologia ponad sztuką. Folkowcy więcej piszą i "gadają", niż w rzeczywistości grają. Czasami na koncertach brak mi muzyki i poszukuję jej między wywodami liderów grup, którzy opowiadają zadziwiające historie o swych mistycznych piosenkach.

2) Pojęcie "nowa jakość" jest osiągane w sposób nieprzyzwoity. Z wiadomych względów (czytaj: brak odpowiedniej edukacji, osłuchania, warsztatu…) muzyk folkowy kopiując frazy ludowego grajka, nigdy nie zrobi tego dobrze. Ów muzyk kopiuje takie zlepki fraz przez szereg lat, frazy mieszają się w przeróżnych konfiguracjach i powstaje w jego głowie genialny stwór, którego niestety nie potrafi wydobyć ze swego instrumentu. A przecież za miesiąc wchodzi do studia. Co robi? ..…*

3) Aktywni muzycy folkowi to tacy, którzy grają koncerty. Tak więc wcześniej czy później będą musieli trochę poćwiczyć.

4) Folkowy imidż (super słowo, czyli - spoko masz nachy stary, trzymka, pozdro, nara, fajowy tornister). Bez komentarza.

5) O promocji, managerach i organizatorach koncertów nie wolno wspominać, gdyż nie o tym mowa. Są czyści. Aby coś wypromować, trzeba mieć coś do wypromowania. O prasie ani mru mru.

6) Festiwale folkowe nie chcą, nie potrafią, nie mają zielonego pojęcia, nie mają pieniędzy**, aby pomóc młodym grupom, często jeszcze amatorskim. Coraz to nagradzane są zespoły złożone z profesjonalnych muzyków pod skrzydłami znanej osoby z folkowej zagrody.

7) Jakość dźwięku na koncertach przypomina remont u sąsiada. Słuchaczowi mogłoby się spodobać, gdyby słyszał wokalistkę.

*) wypełnić pismem technicznym (kąt pochylenia dowolny)

**) niepotrzebne skreślić


Andrzej Bieńkowski prof. Andrzej Bieńkowski malarz, etnograf muzyczny Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie

Jako żywo, aż siedmiu grzechów nie udało mi się znaleźć. No, ale znalazłem kilka, którymi chciałem się podzielić, bowiem "którz z nas jest bez grzechu?". Myślę, że największym problemem naszego folku jest problem tożsamości wyrażający się brakiem odpowiedzi na pytanie: czym jest muzyka folkowa, czy częścią kultury masowej tj. rozrywki, czy kontynuacją tradycji in crudo, związanej z kulturą wysoką. Z niepokojem obserwuję, że słowo folk stało się swoistą legitymizacją chałtury muzycznej (celuje w tym Radiowe Centrum Kultury Ludowej).

Są też bardzo ciekawe przykłady folku, po prostu rozrywki na dobrym poziomie - a to niemało. Do tej grupy zaliczam obserwowaną przeze mnie z sympatią od lat Orkiestrę p.w. św. Mikołaja. Inną jeszcze grupą są ci, którzy stawiają sobie najtrudniejsze zadanie, czyli próbę kontynuowania starej tradycji gry i śpiewu in crudo (neofolklor).

Ale jeśli mamy jeszcze "pogrzeszyć" to chciałbym powiedzieć, że cały ten stosunkowo nowy ruch muzyczny spowodował zaskakujące zjawisko - po prostu wyparł z estrad, mediów i częściowo z naszej pamięci jeszcze żyjących "ostatnich wiejskich muzykantów". Może szkoda, bo i tak niedługo już ich nie będzie.


Maria Baliszewska Maria Baliszewska - Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Muzyka folkowa w Polsce kuleje. Niestety, jest to prawda, choć ciągle mam nadzieję, że ten stan się zmieni. A kuleje, bo nie ma wystarczającej liczby koncertów, a koncertów tych nie ma, bo nie ma zbyt wielkiego zainteresowania muzyką folkową. Co zarazem stoi w sprzeczności z faktem, że zainteresowanie muzyką ludową w ogóle deklaruje 54 procent społeczeństwa (sonda "Polityki" z roku 2003). A więc zainteresowanie jest, tylko nie taką muzyką folkową, jaką produkują (tworzą) zespoły w Polsce.

Pamiętając o dwóch spektakularnych sukcesach zespołów quasi-folkowych (Golec uOrkiestry i Brathanków) myślę, że brakuje (może nie są to grzechy, tylko opis stanu rzeczywistego): 1) Dobrych, czy doskonałych propozycji artystycznych z pomysłem, energią, siłą i umiejętnością atrakcyjnego prowadzenia koncertu; 2) Doskonałych wykonawców - po dobrej szkole muzycznej z kierunkiem "muzyka ludowa"; 3) Doskonałych szkół (akademii) muzycznych, gdzie wykonawcy ci mogliby być kształceni przez nauczycieli przygotowanych do tego zadania - widzę tylko jedną-dwie osoby; 4) Profesjonalnych agencji będących w stanie wypromować te dobre (czy doskonałe) zespoły i zorganizować pewną liczbę koncertów, nawet cały rynek koncertowy; 5) Mediów, które wsparłyby taki ruch silną promocją - robi to tylko publiczne Polskie Radio i to w niewystarczającym stopniu; 6) Rynku płytowego, który wspierałby ten ruch; 7) Pieniędzy, czyli bogatego państwa, które byłoby mecenasem własnej kultury w o wiele większym stopniu, niż to jest obecnie, a jego obywateli stać byłoby na kupowanie płyt, słuchanie muzyki, chodzenie na koncerty, finansowanie tych koncertów, itd.