Gadki z Chatki

Gadki z Chatki nr 3
lipiec/sierpień 1996

Jawornickie Impresje

Dorota Panek

Przed bacówką, której nie było


Do Jawornika trafić można z dwóch stron - od Rzepedzi, wchodząc w dolinę biegnącą wzdłuż potoku Jawornik i od Komańczy, idąc czerwonym szlakiem i skręcając w prawo tuż za punktem widokowym. Obie drogi prowadzą do pustej doliny, kończącej się ciemną krawędzią lasu. Gdzieniegdzie można dostrzec resztki zdziczałych sadów i pozostałości po piwnicach domostw, które kiedyś tam stały. Przy drodze stoją białe krzyże kapliczek - w nocy, oświetlone jasnym światłem księżyca, potrafią robić piorunujące wrażenie. W lesie znajduje się cmentarz i unicka kaplica; są to właściwie jedyne "żywe" pozostałości po wsi - tu bowiem przychodzą ludzie, aby czcić pamięć przodków i świata, który odszedł. Duch tego świata zdaje się unosić nad doliną. Kiedy pierwszy raz szliśmy do Jawornika (było to w Lany Poniedziałek 1994 r.), uderzył nas fakt, że każdy krzyż na cmentarza stoi w inną stronę. Niestety, wszystkie późniejsze wyprawy dowodziły, że byliśmy w błędzie - krzyże stoją równiuteńko, zwrócone w tę samą stronę. A przecież moglibyśmy przysiąc...

W ów Lany Poniedziałek szukaliśmy bacówki na nocleg. Bogdan, który był tu kiedyś, dokładnie pamiętał miejsce jej położenia. Wszystko się zgadzało - i brzozy, i odległości od drogi i potoku - tylko bacówki nie było (jak dowiedzieliśmy się dwa lata później - spłonęła) . Nie spaliśmy jednak tej nocy na dworze, ani nie włamaliśmy się do stojącej opodal chaty pszczelarza, znaleźliśmy bowiem coś, co kiedyś musiało być schronieniem pasterzy. Dachu i podłogi było akurat na naszą 5-cio osobową ekipę. Poza tym ruina bacówki, która przez trzy dni pełniła rolę hotelu "Wariott" miała jeszcze dwie ściany i parę żerdzi na dachu. Miejsce miało swój klimat, który podsycaliśmy racząc się na dobranoc cytatami z Kolberga, głoszącymi, że: "w Jaworniku mało kto był pochowany bez kołka osikowego i uciętej głowy położonej między nogami". Profilaktycznie spożywaliśmy duże ilości czosnku.

Przed remontem w czerwcu '95

Główka czosnku zawieszona została w bacówcew czasie majowego rajdu w I995 r. Wtedy udało nam się dotrzeć do Jawornika około pierwszej w nocy. Duchy doliny chyba nam sprzyjały, chociaż odnotować należy, że pod Marcinem dwa razy zapadł się spróchniały most, a potem reszta ekipy, znużona błądzeniem, gotowa była rozbić się tam, gdzie stała - czyli ma stoku, z którego widać chatę jak na dłoni - ale w dzień. Co bardziej zdeterminowani pogonili jednak marudzących i znowu bacówka przyjęła nas pod swój dach. Nad ranem, kiedy kładliśmy się spać, Agnieszka wokół całego obejścia zatoczyła krąg leszczynową laską (co jest wypróbowanym sposobem na odstraszenie wampirów) - na wszelki wypadek. Rano zawiesiliśmy czosnek, zostawiliśmy też informacje o Orkiestrze św. Mikołaja i o tym, że w lecie będzie tu baza namiotowa. Ja w czynie społecznym powyciągałam i różnych kątów kolekcję butelek świadczącą o tym, że jednak ludzkie istoty musiały tu urządzać niezłe Iibacje.

Prace wykończeniowe

Kiedy pod koniec czerwca przyjechaliśmy wraz z kursantami SKPB rozbijać bazę, okazało się, że brak kolejnego kawałka ściany, zniknęło też wszystko, co zostawiliśmy, z wyjątkiem główki czosnku... Tego lata dużo pracy zostało włożone w bazę i odbudowę bacówki. Niektórzy mieli okazję na wieki stać się zasłużonymi dla Jawornika - trzeba tu wymienić imiona Marcina, który zbudował kibel, Bogdana, który robił wszystko po trochu, Wojtka, który biegał do pani Wójt gminy Komańcza i wielu innych, którzy ciężko pracowali, ale dobrze się bawili. Jawornik stał się miejscem żywym, choć odwiedzanym przez turystów ze znamienną częstotliwością. Jak powiedziała bazowa - bacowa Aneta, czasem przez 10 dni nie było nikogo, a potem pojawiały się dwa obozy wędrowne po 30 osób każdy. Baza działała całe lato, a bacówka ożyła raz jeszcze w październiku. W Jaworniku kończyła się bowiem trasa orkiestrowego rajdu, w którym brali też udział skauci z Niemiec. Wtedy to Bogdan zjadł nasz ochronny czosnek, czuliśmy się jednak na tyle zaprzyjaźnieni z duchami Jawornika, że zachowaliśmy spokój. Także w Sylwestra bacówka nie stała pusta - powitanie Nowego Roku świętowały w niej Dzieci Piły i przedstawiciele Orkiestry (w osobie Grześka), dzień wcześniej zawitali też narciarze z SKPB.

Bacówka w Jaworniku

Z prawdziwymi mieszkańcami Jawornika mieliśmy okazję zapoznać się podczas tegorocznej wyprawy, której celem było zebranie informacji o wsi. Nie bardzo wiedzieliśmy, od czego zacząć poszukiwania, ale pani na poczcie w Komańczy pani po prostu połączyła Bogdana z osobami, które kiedyś w dolinie mieszkały a po powrocie z ziem odzyskanych osiadły w Rzepedzi, Turzańsku i Komańczy W ten sposób udało nam się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Mieliśmy też okazję uczestniczyć w uroczystościach, które w tym czasie odbywały się na jawornickim cmentarzu. Kapela Łem, czyli odkrywcy i budowniczowie bazy, została zaproszona, aby grać pod cmentarzem dla... przodków. Z początku czuliśmy się trochę nieswojo, ale integracja postępująca metodą tradycyjną (śpiew, rozmowy, gorzałka, ognisko, kiełbasa) szybko nas przełamała. Po kilkugodzinnym wspólnym śpiewaniu poczuliśmy się naprawdę u siebie.

Aby jednak nie narażać się duchom i nie zawładnąć do końca doliną, postanowiliśmy przenieść się w dawne czasy w lipcu tego roku. Dlatego Bogdan wymyślił "Imieniny Sołtysa" - czyli święto ku czci wszystkich duchów Jawornika, które gdzieś w okolicy przebywają. Od 7 do 13 lipca baza będzie centrum niesamowitych wydarzeń. Dość powiedzieć, że obecność Swą zapowiedział Józef Broda, którego chyba nic trzeba przedstawiać miłośnikom folku, oraz Roman Kumłyk z Huculszczyzny, wirtuoz wielu instrumentów muzycznych. Zjawi się też na pewno wielu innych muzyków folkowych, zresztą wszyscy przybyli będą mieli okazję brać udział w warsztatach muzycznych lub po prostu oddawać się atmosferze imprezy. Ukoronowaniem wszystkich działań będzie biesiada muzyczna na cześć Sołtysa, która odbędzie się 13 lipca. Po prostu trzeba tam być.