Gadki z Chatki

Gadki z Chatki nr 37
czerwiec 2001
Tradycja
Folklor Warszawskiej Pragi

Panie Wiech, panie Wiech!

Tadeusz Czarnecki - Babicki

Drewniany dom z przełomu XIX i XX w., jeden z ostatnich na Pradze


Targówek

„Dzisiaj, proszę wycieczki, zwiedzamy najstarsze miasto w Polsce, które Warszawę ma rzymskie prawo po zapałki posyłać, bo przy niem jest za małoletnie pętaczynę w wieku szkolnym. Rozchodzi się delikatnie o Targówek, skąd jak z pewnością, Państwo macie zaszczyt wiedzieć, sam jestem rodem”. – Tak opisywał Wiech, słowami swojego nieśmiertelnego bohatera – pana Piecyka – warszawski Targówek, dziś nieistniejący już w dawnej postaci. Na początek – ważne uściślenia topograficzne. Mówiąc „Targówek” mam na myśli nie obecną gminę o tej samej nazwie, obejmującą wybudowane po wojnie wielkie osiedla Targówek I-VI i Bródna, ale jedynie jej fragment ograniczony od południa i wschodu nasypem kolejowym, od zachodu Cmentarzem Bródnowskim, od północy zaś ulicą Trocką. Rejon ten został włączony do Warszawy w 1916 roku. Okres szybkiej rozbudowy przeżywał w czasie międzywojennym. Oto co na ten temat pisze w swojej książce o parafii Chrystusa Króla ksiądz Antoni Gościmski: „W okresie międzywojennym Targówek bardzo szybko się rozbudował. Kupowali tutaj parcele, budowali domy robotnicy, rzemieślnicy, chałupnicy i urzędnicy dojeżdżający do pracy do Warszawy. Często budowali własnymi siłami, przy pomocy krewnych i znajomych. Parcele były stosunkowo tanie, była możliwość uzyskania własnego domu nawet przez mniej zamożnych. Były to zwykle domy drewniane, parterowe lub jednopiętrowe. Według statystyki ponad 70% to były właśnie domki jednorodzinne, parterowe, często otoczone ogrodami, budowane w stylu nadświdrzańskim, nieraz oryginalne i ładne”.

O relacjach międzyludzkich na Targówku wspomina socjolog Tadeusz Motel w swej pracy pt. „Targówek – peryferyjne osiedle mieszkaniowe 1916-65” w taki sposób: „Robotnicy Targówka po pracy najchętniej odpoczywali w miejscu zamieszkania. Targówek żył swoim zamkniętym życiem. Grupy rówieśników utrzymywały w oparciu o „pekiny” kontakty towarzyskie. Młodzież tworzyła, znane w literaturze bandy, a mężczyźni grywali w karty, zajmowali się hodowlą królików, gołębi, urządzali wspólne libacje. W pogodnie dni i letnie wieczory ludzie wylegali przed domy i na podwórzu gwarzyli w kręgu znajomych. (...) Targówczanie są wielkimi patriotami swojego osiedla, wykazują dumę z faktu zamieszkiwania w tym rejonie. Określenie „chłopak z Targówka” to dla wielu określenie prawdziwego warszawiaka”.

Nie sposób tu nie wspomnieć o Stefanie Wiecheckim – Wiechu, który jak nikt wcześniej ani później nie przyczynił się do utrwalenia folkloru Targówka, a także Pelcowizny, Nowego Bródna, Szmulek. Wiech (1896-1979) to znany wszystkim autor, pisanych przez bez mała pół wieku, satyrycznych felietonów, publikowanych przed wojną w Kurierze „Czerwonym” („czerwonym” ze względu na kolor czcionki tytułu), a po wojnie w „Expressie Wieczornym” – popularnym „ekspresiaku”. Pamiętam do dziś długie kolejki ustawiające się w soboty przed kioskami „Ruchu”. W sobotnim właśnie wydaniu, na ostatniej stronie, ukazywały się felietony „Walery Wątróbka ma głos”, a czytane one były przez wszystkie pokolenia warszawiaków, żądnych informacji na temat losów pana Teofila Piecyka, Walerego Wątróbki, jego żony Gieni, szwagra Piekutoszczaka czy wujka Wężyka. Na szczególną uwagę zasługuje pan Piecyk – typowy mieszkaniec Targówka, wielki patriota swojej małej ojczyzny, osobnik z wyższością traktujący mieszkańców innych dzielnic, potrafiący wyjść obronną ręką, jak to się mówi z fasonem, z każdej sytuacji. To właśnie on, jako przewodnik po Warszawie, wypowiada słowa rozpoczynające ten artykuł. Drobne niedostatki kompetencji jest w stanie zatrzeć płynnością dyskursu, w pełni kontrolując sytuację.

Oto fragment innej wypowiedzi pana Piecyka, tym razem dotyczącej Krakowskiego Przedmieścia: „Więc najsamprzód mamy zaszczyt przyuważyć po lewej stronie, za Kościołem Bernardynów dwa niewąskie budynki, świeżo, jak całe Krakowskie Przedmieście, odbudowane. W pierwszym pomieszczało się przed wojną Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, w którem zatrudniała się przez jakiś czas Maria Curie-Skłodowska – wynalazczyni polskiego radia. – Ależ, panie Teosiu, pan się pomylił! Wielka nasza rodaczka nie była wynalazczynią radia, tylko radu! – Pan Piecyk spojrzał na mnie zimno i dodał: – A także samo radionu, którego lekrama: „Radion sam pierze” wisiała przed wojną przy tramwajach. Z tego widziem, że wielka nasza rodaczka była kobietą nie tylko uczoną, ale i wzorową. I że jedno nie przeszkadza drugiemu”.

Oprócz bogatej wiedzy na temat swojego ukochanego miasta, a także swojej ojczyzny („Helena w stroju niedbałem, czyli królewskie opowieści Pana Piecyka”), pan Teofil był również doskonałym poliglotą. Jedną z zagranicznych grup zwiedzających Warszawę przywitał następująco: „Że wu pri, dwadcat tri, grabulejszen, wagon resteurant, de Gaulle, o rewuar, tretuar”. Nic dziwnego, że taka osobistość doczekała się dnia, w którym wdzięczni rodacy nazwali jedną z ulic Targówka jej imieniem. Skweru oraz pasażu w Warszawie doczekał się też sam pan Stefan Wiechecki. A jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o Wiechu i jego bohaterach, zapraszam do biblioteki nazwanej jego imieniem, znajdującej się przy ulicy Inżynierskiej.

Kres Targówka w opisywanej postaci nastąpił w latach 70., podczas budowy wielkich osiedli Targówek I-VI. Ze starej zabudowy pozostało jedynie kilkanaście starych domów, a ich mieszkańcy rozproszyli się po całej Warszawie.

Bohaterem piosenki „Znakiem tego”, śpiewanej przez Stanisława Wielanka przy akompaniamencie Kapeli Warszawskiej, jest nie kto inny, jak pan Teofil Piecyk.

Znakiem tego

Na Targówku u pana Piecyka
Salonowa zabawa jest dziś,
W mandolinę szarpana muzyka
Wzrusza całą ferajnę do łez.
Spośród grona dam pani Pela,
Żona gospodarza wiedzie prym.
Goście mówią: Chodź luba!
Proponują: Daj dziuba!
Lecz ona na zimno mówi im:
Znakiem tego raz tangiego,
Kocham tańczyć, proszę pana szanownego
Bo faktycznie sempatycznie
Jest podrygać trochę w towarzystwie dam!
Miłość dla mnie lipa i frajer,
Ja smykałkę do tańca mam,
Znakiem tego – raz tangiego,
Potem resztę uskutecznię sam na sam!
Trzecia rano, ferajna pod gazem.
Słychać głosy: Te, pętak, paszoł won!
Jesteś ciężko przegrany tem razem,
Ja ci dam się do cudzych brać żon!
Już w pijanym widzie pan Piecyk
Podfanarzyć oczy komuś chce,
Ale słodki głos Peli Już rywali dwóch dzieli:
Manto, czyli wycisk, dajcie mnie!
Zakiem tego...

Szmulki

Szmulki na warszawskiej Pradze są sąsiadem Tagrówka – o miedzę, a konkretnie o ulicę Radzymińską i nasyp kolejowy. Szmulki to potoczny skrót nazwy Szmulowizna – osady założonej w drugiej połowie XVIII wieku przez Szmula Jakubowicza Zbytkowera. Zbytkower (1756-1801) był kupcem, bankierem i dostawcą króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Dorobiwszy się majątku na dostawach wojskowych wybudował rzeźnie, magazyny mięsne, garbarnię, dzierżawił karczmy, gorzelnie, browary. Był też fundatorem Cmentarza Żydowskiego, który istnieje do dziś, a znajduje się u zbiegu ulic Odrowąża i św. Wincentego w bezpośrednim sąsiedztwie Cmentarza Bródnowskiego.

Ludność pochodzenia żydowskiego do lat II wojny światowej stanowiła znaczący procent ogółu ludności Pragi. Jan Berger – historyk zajmujący się dziejami Pragi – w swoim artykule zamieszczonym w „Kronice Warszawy” pt. „Praga w świetle wyniku spisu ludności 1897 roku” podaje, że na ogólną liczbę 57 113 było 15 383 Żydów (osób mówiących po żydowsku lub hebrajsku). Praska gmina żydowska posiadała swą synagogę mieszczącą się na rogu obecnych ulic Jagiellońskiej i ks. Kłopotowskiego. Do dnia dzisiejszego na terenie Pragi pozostało szereg obiektów należących do starozakonnych. Są to m.in. domy modlitwy przy ulicy Targowej 52/54, Ząbkowskiej 11, Gmach Wychowawczy Gminy Starozakonnych im. Michała Bargsona (obecnie Teatr „Baj”) przy ulicy Jagiellońskiej, budynek mykwy, czyli łaźni rytualnej (dziś społeczne LO) przy ks. Kłopotowskiego, czy Dom Akademicki Młodzieży Żydowskiej przy ulicy Sierakowskiego (tuż po wojnie siedziba NKWD, później MBP).

Relacje między ludnością polską a żydowską w okresie międzywojennym tak wspomina Jerzy Kasprzycki w swych „Warszawskich pożegnaniach”: „Na Szmulkach, jak na dzikim Zachodzie, obowiązywało prawo dobrego sąsiedztwa i wzajemnej lojalności. Doskonale to pojął Aaron Lubicz na Radzymińskiej. Dla „gojów” prowadził na lewo od wyjścia piwiarnię, dla „menelików” po prawej stronie herbaciarnię. W owocarni przy Radzymińskiej 4 pani Saganowska sprzedawała te same pomarańcze jako neapolitańskie, które kilka domów dalej szły u Chaima Rozenberga jako „recht” palestyńskie, prawie zupełnie spod góry Karmel”.

W okresie międzywojennym Szmulowizna stała się jednym z najbardziej uprzemysłowionych rejonów Warszawy. Wymieńmy tu choćby Wytwórnię Maszyn precyzyjnych „Avia” (Siedlecka 63), Państwową Wytwórnię Wódek (dziś „Koneser” na Ząbkowskkiej 27/31), Mennicę Państwową (Markowska 18), czy Zajezdnię Tramwajową przy ulicy Kawęczyńskiej. O mieszkańcach Szmulowizny tego okresu w pięknym albumie – monografii Bazyliki Najświętszego Serca Jezusowego (Warszawa 1999) ksiądz Kazimierz Franczak pisze, co następuje: „Część ludności zamieszkiwała w kilkupiętrowych, czynszowych kamienicach lub parterowych murowanych domkach. Do tej grupy zaliczają się rodziny wyższych urzędników państwowych, oficerów wojskowych i rodziny mieszczańskie. Większość parafian (bazyliki – przyp. T. Cz.-B.) zamieszkiwała w jedno- lub dwuizbowych drewnianych domach, pozbawionych urządzeń sanitarnych”.

Szmulki, w przeciwieństwie do Targówka, zachowały jeszcze trochę starego klimatu. Piosenka pt. „Szmulowizna prima sort” autorstwa H. Muzykanta i W. Mścichorowskiego, a śpiewana przez J. Stępowskiego i Kapelę Warszawską opisuje czas budowy nowych osiedli na tym terenie.


Szmulowizna prima sort

Panie Wiech, panie Wiech!
Co się z nami dzieje?
Szmulki się sypią w gruz,
Czyli pańskie mienie
Spychacz buch, ściany w puch!
Wali się historia.
Pewnie pan już o nich,
Stary syn zapomniał.
Szmulowizna, Szmulowizna,
Halo! Halo! Tutaj Praga!
Nowe życie się zaczyna (...)
Szmulowizna...
Panie Wiech, panie Wiech!
Przyjedź do nas z Gienią!
I z dorożki zobacz sam,
Jak się Praga zmienia.
Na Ząbkowskiej taki gwar
Jak na Marszałkowskiej!
Wstąp na bazar i przy pyzach
Posiedź z nami troszkę!
Szmulowizna, Szmulowizna...


Ulica Równa

Ze Szmulek blisko do ulicy Równej znajdującej się na terenie tzw. Trójkąta Bermudzkiego, czyli ulic Szwedzkiej, Stalowej i 11 Listopada. To jedna z najkrótszych na Pradze ulic i jednocześnie niezwykle magiczne miejsce. Rozciąga się między ulicami Czynszową i Szwedzką, a znaleźć można na niej wszystko, co jest charakterystyczne dla obszaru współczesnej Pragi. Ze Szwedzkiej widać nowoczesną sylwetkę kościoła Matki Boskiej z Lourdes ojców Marianów. Vis-a-vis kościoła znajduje się stara kamienica ze śladami kul i pocisków z okresu II wojny światowej, obok niej nowy budynek komunalny, jakich w tym rejonie powstaje wiele. Dalej, jakby strawiona pożarem, ruina domu bez drzwi i okien, niezamieszkana od lat przez nikogo. Koniec Równej od strony Czynszowej wieńczy piękna kapliczka z figurą Matki Boskiej oraz zajezdnia tramwajowa linii „23” (wcześniej tak charakterystycznej dla nowej Pragi „czwórki”). Być może Równa nie wyróżniałaby się niczym specjalnym w ogólnym pejzażu tego regionu, gdyby nie ośrodek „Otwarte Drzwi”, mieszczący się w budynku numer 10, lokalu 3. Ośrodek ten zajmuje się młodzieżą zagrożoną marginalizacją i niepełnosprawną intelektualnie.

Warszawa często była źródłem inspiracji poetów, pisarzy, kompozytorów. Jeszcze na początku lat 60. XX wieku piosenki o Warszawie były szlagierami śpiewanymi w całej Polsce (np. „Warszawa da się lubić”, „Złoty pierścionek” czy „Pójdę na Stare Miasto”). Ten dobry dla stolicy muzyczno-literacki klimat skończył się bodajże piosenką Czesława Niemena „Sen o Warszawie” (1966). Od tamtej pory jedynie Muniek Staszczyk (notabene częstochowianin) śpiewał przebój „Warszawa”, który podchwyciła cała Polska.

Wydaje się, że ośrodkowi „Otwarte Drzwi” udało się taką muzyczną tradycję warszawską przywrócić. „Hymn ulicy Równej” powstał w „Otwartych Drzwiach” przy okazji zorganizowanej przez ośrodek akcji sadzenia drzewek. Autorem jest Andrzej Mieczkowski.


Hymn ulicy Równej

Najkrótsza chyba z ulic w Warszawie
A wszystko mieści, no, może prawie...
Jeszcze tu trochę ruin i ruder
Pośród nich kościół, co wyrósł cudem.
Mówi się na nią Trójkąt Bermudzki,
Nocą – o groźny, lecz we dnie – ludzki!
Jak stolica stolicą
Jest w niej taka ulica,
Nie aleja, nie główna,
Za to nasza, bo Równa.
A choć Równa niezbyt równa,
Żadna Równej nie dorówna,
Bo tu bije serce Pragi
I nie ma w tym żadnej blagi.
Twardzi i szorstcy, lecz więcej warci
Niż „biznesmeny” i eleganty,
Przefarbowane śródmiejskie franty!
Otwarte serca, otwarte głowy,
Otwarte drzwi!
Ulica Równa! Po prostu Równa!
I to się wi!!!
Jak stolica stolicą...

Miedzy Stalową, Wileńską, Szwedzką
Żyjemy sobie po sąsiedzku
I każdy własny kąt tu ma!
Chojrak i frajer, starzec i dziecko
Wystarczy miejsca też dla psa!
Tu „czwórki” pętla tramwajowa,
Zmieścimy wszystkich!
Spokojna głowa!
Wielka Warszawa niech się schowa
Dopóki Równa, dopóki Równa,
Dopóki Równa trwa!
Jak stolica stolicą...

Równa, choć mała
Za to udana
Z tych, co tu żyją
Każdy to przyzna.
Ulica Równa (...)
Dla nas ojczyzna.

Rysunek podwórka warszawskiego pochodzi z książki Piórkiem o Warszawie Włodzimierza Bartoszewicza (Warszawa 1987), a zdjęcie drewnianego budynku na Pradze z 39/40 numeru (19.12.2001) Nowej Gazety Praskiej.

Tekst był publikowany w Nowej Gazecie Praskiej w numerach: 37/38 z 5.12.2001, 39/40 z 19.12.2001 oraz 1 z 9.01.2002.


Tadeusz Czarnecki-Babicki – ur. 1955, z wykształcenia hungarysta. Mieszkaniec warszawskiej Pragi od 1963 roku, członek Towarzystwa Przyjaciół Pragi, wolontariusz w Ognisku Wychowawczym „Praga” im. Kazimierza Lisieckiego „Dziadka”. Miłośnik folkloru warszawskiego, uczestnik konkursu „Szukamy nowego Grzesiuka”.