Gadki z Chatki

Gadki z Chatki nr 32
styczeń 2001
Recenzje

Czego szukamy na wsi?
A. Bieńkowski "Ostatni wiejscy Muzykanci"

Remek Mazur-Hanaj


Zachęcać Szanownego Czytelnika do lektury tej bogato ilustrowanej fotografiami (267 stron) książki, mam nadzieję, specjalnie nie muszę. Poprzestanę tylko na stwierdzeniu, że wielu zajmujących się czynnie lub interesujących się folkiem ma o polskiej muzyce wiejskiej, bez urazy, blade pojęcie. Myślę tak również o sobie samym z czasów, kiedy nie znałem Andrzeja Bieńkowskiego, który wielkim przewodnikiem jest. Wypada jedynie żałować, że świat, w który autor książki wprowadza, w dużej mierze już nie istnieje. Pozostała jednak zgromadzona przez niego cała masa kapitalnych i fascynujących świadectw - fotografii, nagrań (do książki dołączona jest płyta CD) oraz anegdot, wspomnień i refleksji. Ręczę, że działają one na wyobraźnię każdej wrażliwej duszy, tym bardziej, że Bieńkowski jest obdarzonym rzetelnością naukowca bystrym obserwatorem życia i sztuki. Jednoczenie zaś, co najistotniejsze, są to świadectwa artysty, który szanuje i podziwia tak samo Van Gogha, Lutosławskiego jak i Kędzierskiego ze Rdzuchowa. Wszyscy oni, a może nawet najbardziej ten ostatni, dzięki osobistemu kontaktowi, kształtowali artystyczną, twórczą osobowość Bieńkowskiego, który jest obecnie profesorem malarstwa na warszawskiej ASP, a będąc jeszcze asystentem po wysłuchaniu audycji radiowej z nagraniami kapeli braci Metów ("... mazurek był piękny, ale może nie to było najważniejsze, bo gdzieś w tle odzywały się głosy, jęki, nawoływania, coś co stwarzało wrażenie niesłychanego wysiłku i bólu tworzenia, jakiegoś wezwania z dawnego świata.") ruszył na wieś ku tej muzyce (czy radio wciąż ma taką moc?), spotkał Józefa Kędzierskiego i innych. Był wtedy dobrze zapowiadającym się, robiącym karierę młodym malarzem, a tu nagle taka przygoda! Wsiada w trabanta (benzyna na talony), za wyciułane resztówki grosza kupuje psujące się wciąż magnetofony, robi nagrania, zdjęcia... "Z fantastycznego, bajkowego, wymyślonego "pejzażu wewnętrznego" mojej wczesnej twórczości doszedłem do malarstwa, które próbuje uchwycić światło, nastrój, chwilę, powagę ludzi ze wsi." Pozostaje wierny swojemu wyborowi, odrzuca splendory, a środowisko plastyczne traktuje jego rodzajowe malarstwo jak niemodny rupieć. Książka, choć nie wprost, opowiada również taką historię, historię Bieńkowskiego - artysty poszukującego, który znalazł to, czego szuka się w sztuce, swoje własne okno na pejzaż, melodię, rytm i wizerunek człowieczego losu.

Dodam tylko, że takie jak "Ostatni wiejscy muzykanci" właśnie, wedle mego mniemania, powinniśmy mieć podręczniki humanistyczne w szkołach. Kto z tej pracy nie skorzysta, a zajmuje się tą tematyką, ten kiep, leniuch i "jeno cymbał brzmiący".


Andrzej Bieńkowski,
Ostatni wiejscy muzykanci,
Prószyński i S-ka 2001