Gadki z Chatki

Gadki z Chatki nr 74
kwiecień 2008
Felietony

Folk muzyka miasta
(W folkowej Sieci)

Rafał "Taclem" Chojnacki

Angielskie określenie urban folk odnosi się do muzyki nawiązującej do tradycyjnych stylów, lub choćby tylko sposobów wykonania, tworzonej w społeczności miejskiej, bez odniesienia do konkretnych elementów muzyki etnicznej. Na Zachodzie za urban folkowe uważa się zwykle kapele wyrastające z estetyki punkowego buntu, ale na swój sposób "przesunięte" w akustyczną lub po prostu folk-rockową stronę. Dlatego w tym pojemnym nurcie mieści się z jednej strony eklektyczny Billy Bragg i postpunkowa grupa New Model Army, z drugiej zaś popularny w rozgłośniach radiowych całego świata Manu Chao. Ten ostatni artysta grywał zresztą niejednokrotnie na ulicach hiszpańskich i francuskich miast, więc pochodzenie jego muzyki łączy się nierozerwalnie z gwarem metropolii.

W Polsce miejski folk to nieco inna estetyka. Niewiele grup nawiązuje w oczywisty sposób do grania wspomnianych już wykonawców, a jeśli już tak robią, to sami nie utożsamiają się z estetyką miejsko-folkową i byliby zapewne zaskoczeni, gdyby tak ich nazwać. Większość z nich utożsamia się za to ze sceną niezależną, istnieją nieomal wyłącznie w obiegu wydawnictw związanych z punk-rockiem. Wyjątkiem jest chyba tylko grupa Strachy na Lachy, w której muzyce pobrzmiewa czasem podobieństwo do nagrań Manu Chao czy The Levellers. Z tego co wiem są świadomi takiego odbioru i widzą folkowy kierunek w pozytywnych barwach.

Wśród grup utożsamiających się z tego rodzaju graniem znajdziemy tak różne zespoły, jak z jednej strony Partia (udowadniają to choćby utworem "W miejskim parku") a z drugiej choćby Słodki Całus od Buby. Ta ostatnia kapela, zbudowana na pniu poetycko-turystycznym, ma w swoim repertuarze sporo pieśni opiewających takie miasta jak Gdańsk, Lwów czy Praga. Dylanowskie harmonijki i folkowy duch unoszący się w tych brzmieniach, to dla mnie kwintesencja polskiego spojrzenia na temat miejskiego folku. Jeżeli w składzie pojawiają się dodatkowo inne instrumenty etnicznego pochodzenia, otrzymujemy wówczas muzykę, w której ramach zmieszczą się takie grupy jak Czerwie, Jak Wolność To Wolność, a nawet Szwagierkolaska i Kult (z czasów dwóch płyt z piosenkami taty Kazika). Obecnie w stylistykę tę mierzy formacja Lao Che, a podobne brzmienia słychać też w muzyce grupy Raz Dwa Trzy. Nawet szantowa grupa Mordewind z Warszawy nagrała ostatnio przebojową piosenkę "Warszawska Syrenka", która mimo że jest pastiszem, to brzmi jakby grano ją z wielkiej miłości do tego miasta.

Mamy jednak dodatkową komplikację, która powoduje, że polski folk miejski nie jest tak jednoznacznie identyfikowany, jak ma to miejsce w Europie Zachodniej. Podstawowym problemem jest zupełnie inny miejski folk, który jeszcze dwie-trzy dekady temu rozbrzmiewał na ulicach i podwórkach przy okazji najróżniejszych świąt. Dziś jeszcze uda się nam czasem natknąć w Warszawie na Kapelę Czerniakowską. Stołeczna scena jest pod tym względem chyba najbardziej płodna.

Wszelkiego rodzaju kapele uliczne i podwórkowe to dziś już historia, choć okazuje się, że jest ona wciąż żywa. Organizowane są przeglądy, konkursy, grupy te wydają płyty i mają sporą rzeszę odbiorców. Śpiewają zwykle o prostych, lokalnych sprawach, często nawiązując do gwary, co zwłaszcza u starszych słuchaczy budzi pozytywne skojarzenia.

Co ciekawe również ten historyczny nurt polskiego folku miejskiego potrafi inspirować młodszych muzyków i to nie tylko w wersji folk-rockowej proponowanej przez Szwagierkolaskę. Doskonałym przykładem może być tu warszawski zespół Kolumna Zygmunta, który składa się w większości z muzyków grających wcześniej dźwięki bliższe irlandzkim pubom, niż bulwarom i ulicom Warszawy.

Na przecięciu urban folku z Zachodu i historycznego folku miejskiego z naszych miast i miasteczek widzę miejsce dla twórców takich jak Krzysztof Jurkiewicz i Mariusz Kamper - autorów muzyki i tekstów grupy Słodki Całus od Buby. Nie bez powodu właśnie tę formację przywołałem powyżej jako przykład tego, jak w polskich warunkach może się rozwijać miejski folk. Potrafią zagrać elektrycznie i akustycznie (świetna płyta "Bubowe Berdo"), nadają poetyckiego kolorytu zaułkom i fasadom domów, w których żyjemy. Malują muzyczny pejzaż mojego miasta - ale też innych miast, tych, które odcisnęły swoje piętno.

www.folkowa.art